Facebook link
Jesteś tutaj:
Powrót

Szlak pieszy: Wędrówka po Polskim Spiszu

Szlak pieszy: Wędrówka po Polskim Spiszu

Jasny kościół z gontowym dachem i dwiema wieżyczkami z niebieskimi elementami.
Łapsze Niżne Region turystyczny: Pieniny i Spisz
Polski Spisz to propozycja dla miłośników ciszy i spokoju. Jeśli niestraszne są Wam samotne wędrówki z dala od siedzib ludzkich, to Polski Spisz jest idealnym kierunkiem dla Was! Po drodze piękne panoramy na Tatry, Pieniny i Gorce, nieznane sypańce w Kacwinie i odpoczynek nad Jeziorem Czorsztyńskim. Jeśli o nas chodzi, już pakujemy plecaki, bo Polski Spisz to podróżniczy pomysł na piątkę z plusem!

Informacje praktyczne

ŚLAD GPX DO POBRANIA

Piktogram miejsce startu Łapsze Niżne

Piktogram dojazd drogą numer 49 z Nowego Targu w kierunku Jurgowa, z której w Groniu należy skręcić w lewo w stronę Nowej Białej i dalej kierować się drogowskazami na Niedzicę. Po dojechaniu do Łapsz Niżnych zbaczamy z głównej drogi w prawo w kierunku widocznego w oddali kościoła.

Piktogram parkingsamochód można zostawić na parkingu przy kościele.

Piktogram czas przejścia 7 ¼ godziny.

Piktogram trasa łatwa łatwy, odcinek z Kacwina do Łapsz w środkowej części trudny nawigacyjnie.

Piktogram z informacją o mapie trasy

Polski Spisz, choć położony w pobliżu „zakopianki” i trasy łączącej Nowy Targ z Krościenkiem nad Dunajcem wciąż jest mało znany. Jeśli już go odwiedzamy, to głównie składając wizytę na zamku Dunajec w Niedzicy i beznamiętnie mijając tutejsze kościoły będące perełkami baroku spiskiego czy architektury drewnianej. Proponowana trasa pieszej wędrówki w trzech miejscach styka się z opisem wycieczki samochodowej po polskim Spiszu. Ciekawym pomysłem jest skorzystanie z zawartych w niej wskazówek, by dotrzeć do Łapsz Niżnych, punktu wyjścia na szlak pieszy, po przejściu proponowanej trasy zanocowanie w jednej z okolicznych miejscowości, np. w Niedzicy, i kontynuowanie w drugim dniu podróży po Spiszu, z krótkim wypadem przez Jezioro Czorsztyńskie na „polską” stronę do zamku Wronin w Czorsztynie.

Trzy etapy

Wędrówkę łatwo można podzielić na 3 etapy: na przejście dwóch pierwszych potrzeba mniej więcej po 2 ¾ godziny a trzeciego niespełna dwóch godzin. Do pokonania jest znaczny dystans, ale tylko na pierwszym etapie czeka nas kilka podejść, na ogół niezbyt wymagających. Nagrodą za wysiłek będzie piękna panorama Tatr z Przełęczy nad Łapszanką, przez wielu uważana za najpiękniejszą, i ciekawe spojrzenie z okolic Kacwina na Trzy Korony od zachodu. Niektórym wielu emocji może dostarczyć pokonanie dość trudnego nawigacyjnie fragmentu odcinka z Kacwina do Łapsz. Do tego jeszcze ciekawe zabytki w Kacwinie. Atrakcji jest więc wiele, czas wyruszyć na trasę.

Z Łapsz w kierunku Tatr

Wędrówkę zaczynamy przy kościele w Łapszach Niżnych, jedynej w Polsce świątyni pod wezwaniem świętego Kwiryna. Ruszamy na zachód, skręcamy za znakami szlaku żółtego w lewo i po chwili przekraczamy potok przez drewniany mostek. Wkrótce miniemy tablicę na jednym z domów informującą, że urodził się w nim błogosławiony ksiądz Józef Stanek. Oznakowanie dokładnie wskazuje kierunek marszu, po dwóch zakrętach w lewo opuszczamy wieś i rozpoczynamy podejście na grzbiet ciągnący się nad wsią. Docieramy na niego po około pół godzinie od wyjścia z parkingu i naszym oczom ukazuje się część słowackich Tatr z Hawraniem na pierwszym planie.

Dalsza wędrówka upływa nam na pokonywaniu niewielkich podejść i zejść. Wokół rozległe pastwiska, dalej las, często można usłyszeć dźwięk dzwonków zawieszonych na szyjach krów i owiec pasących się w oddali.

Po nieco godzinie od wymarszu z Łapsz Niżnych na chwilę wkraczamy na szutrową drogę, ale zaraz skręcamy w lewo. Po kwadransie czekają nas dwa poważniejsze podejścia, na szczęście króciutkie, a po chwili rozpoczyna się kolejne, znacznie dłuższe i bardziej wymagające. Tu już można poczuć, że jesteśmy w górach, że najwyższy punkt, do którego dotrzemy wznosi się na wysokość nieco ponad 1000 metrów nad poziomem morza. Gdy wkroczymy na „leśną autostradę”, czyli szeroki trakt, będzie to znak, że najgorsze mamy już za sobą.

Po kilku minutach marszu skręcamy w lewo na drogę gorszej kategorii i spokojnie zdobywamy kolejne metry wysokości, aż wyjdziemy na polanę, na której skręcamy w lewo. Po prawej stronie między drzewami pojawiają się Tatry, po chwili ich szczyty widać także z przodu. Po dojściu do ściany lasu skręcamy w prawo (niespełna 2 ½ godziny od wyjścia na szlak) i po około 5 minutach docieramy do najwyższego punktu na trasie, z którego rozpościera się widok na całe Tatry (oczywiście, jeśli pogoda jest odpowiednia).

Po nasyceniu oczu pięknem panoramy rozpoczynamy zejścia na Przełęcz nad Łapszanką. Wkrótce, w miejscu zwanym Pod Hołowcem (Kopylcem), spotkamy szlak niebieski, którym będziemy wędrowali do Kacwina, ale nadal podążamy ku przełęczy, od której dzieli nas około 10 minut marszu. Wkraczając między domy, skręcamy w lewo i wkrótce jesteśmy przy kapliczce na Przełęczy nad Łapszanką, skąd roztacza się wspomniana już na wstępie piękna panorama Tatr, najbliżej (nieco po lewej) Hawrań, w prawo Lodowy Szczyt, a dalej już polskie szczyty, między innymi. Rysy i Kasprowy Wierch. Rozczytanie panoramy ułatwia zdjęcie z opisem, a dzięki stojącej tu lunecie można dosłownie zajrzeć w żleby słowackich gór.

Na przełęczy stoi kapliczka pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej, w której znajduje się dzwon, którym ostrzegano przed burzami i odstraszano pioruny. Wierzono też, że dźwięk dzwonu przestraszy płanetników (stawali się nimi ponoć samobójcy i topielcy), którzy sprowadzają chmury.

Poznajmy sypańce w Kacwinie

Z przełęczy wracamy za znakami żółtymi i niebieskimi do znanego nam już rozwidlenia Pod Hołowcem, na którym definitywnie żegnamy szlak żółty i wkraczamy na niebieski. Przed wejściem do lasu warto się odwrócić i raz jeszcze spojrzeć na Tatry. Przy dobrej widoczności można dostrzec na prawo od głównego masywu charakterystyczny szczyt Giewontu.

Dalsza wędrówka dostarczy nieco emocji: droga staje się coraz węższa, a w końcu przechodzi w ginącą w trawie ścieżkę, która w pewnym momencie nieoczekiwanie skręca w lewo i po kilkudziesięciometrowym stromym podejściu wyprowadza nas na grzbiet, którym będziemy dalej wędrowali. Trudno tu się raczej zgubić, bo znaków jest wiele, łatwo odczytać, którędy trzeba podążać. Wkrótce na krótki moment dołączą do nas słupki wskazujące przebieg granicy ze Słowacją i po kilku minutach dotrzemy na polanę (około 50 minut z przełęczy), na której skręcamy w prawo i schodzimy dość stromo do doliny.

I znów droga przechodzi w ścieżkę, a ta raz znika, by znów pojawić się po chwili. Należy iść w miarę prosto, wypatrując rozmieszczonych w regularnych odstępach znaków. Dotyczy to także momentu, gdy przekraczamy szeroką, szutrową drogę a po chwili poprzeczną, dość mocno zarośniętą trasę. Pod koniec tego odcinka robi się naprawdę bardzo stromo i niemal zjeżdżamy na drogę, którą przecięliśmy wyżej. Skręcamy w lewo i przez niespełna kwadrans wędrujemy traktem, który także zasługuje na miano „leśnej autostrady”.

W miejscu, gdzie po lewej stronie znajduje się plac na składowanie drewna odbijamy w prawo. Widoczne z drogi podejście wygląda bardzo groźnie, ale to tylko pozory. Za zakrętem jest znacznie łagodniej, a później trasa po prostu trawersuje zbocze. Niewielkie podejścia znów przeplatają się z obniżeniami terenu i po około 2 godzinach od wyruszenia z przełęczy skręcamy w lewo, rozpoczynając już zejście w kierunku Kacwina. Wkrótce wychodzimy na kolejną polanę, z której roztacza się piękna panorama: na wprost Lubań z widoczną na nim wieżą widokową (przy dobrej pogodzie w głębi, nieco na lewo, widać masyw Lubonia Wielkiego nad Rabką z przekaźnikiem telewizyjnym), a po prawej charakterystyczne szczyty Trzech Koron. Za nimi wzniesienia Beskidu Sądeckiego. Schodząc nieco w dół za Trzema Koronami ukażą się nam Małe Pieniny z Wysoką, najwyższym szczytem całych Pienin.

Po około 2 ¾ godzinie od wyruszenie z Przełęczy nad Łapszanką docieramy do Kacwina. Na mijanym cmentarzu jedna z wielu w tej miejscowości kaplic. Ta jest pod wezwaniem świętej Katarzyny i została wybudowana w 1768 roku na cmentarzu przeznaczonym wyłącznie dla ubogich chłopów. Ci bogatsi byli chowani na nieistniejącym dziś cmentarzu przykościelnym. Kaplica początkowo była pod wezwaniem świętego Krzyża. Zmieniło się to w 1909 r., kiedy przeprowadzono jej renowację z funduszy ofiarowanych przez Katarzynę Jakubek, właścicielkę wielu winnic na Węgrzech i w związku z tym zmieniono patronkę kaplicy na Katarzynę Aleksandryjską.

Na skrzyżowaniu spotykamy znaki czerwone, które zaprowadzą nas do punktu wyjścia, ale zanim wyruszymy w jego kierunku, kierujemy się w prawo, ku centrum Kacwina, by obejrzeć jego zabytki: kościół Wszystkich Świętych i stojącą tuż obok niego kapliczkę Chrystusa Króla. Blok kamienny, z którego wykuto figurę pierwotnie był przeznaczony na pomnik marszałka Józefa Piłsudskiego, którego córka odwiedziła kacwińską parafię na początku lat 30. XX wieku. Kiedy kamień dotarł do Kacwina, ówczesny proboszcz ksiądz Józef Świstek poinformował wieś, że powstanie figura Chrystusa Króla jako znak nowego kultu i święta wprowadzonego w Kościele w 1925 roku.

Największą atrakcją miejscowości są jednak sypańce, które przed laty stały wzdłuż biegnącej przez wieś drogi i służyły do przechowywania zboża. Do dziś zachowało się tylko kilka, które zgromadzono w Skansenie Spiskim. Jest on oddalony około 200 metrów od kościoła. Należy iść w głąb doliny główną drogą za znakami szlaku czerwonego. Wstęp jest bezpłatny, a chcąc zajrzeć do chaty można zadzwonić do przewodnika, którego numer telefonu podany jest przy wejściu na teren skansenu.

Umiejętności tropiciela mile widziane

Po zwiedzeniu zabytków Kacwina wracamy do znanego już nam cmentarza i dalej wędrujemy za znakami czerwonymi. Po około 15 minutach uciążliwego podejścia docieramy do kolejnej kapliczki – pochodzącej z około 1750 roku – pod wezwaniem Matki Boskiej Śnieżnej, której fundatorami była rodzina Mularczyków przez szereg pokoleń zajmująca się murarstwem. Od 1970 roku, za sprawą przywileju wydanego przez księdza kardynała metropolitę krakowskiego Karola Wojtyłę (późniejszego papieża Jana Pawła II), kaplica ma status mszalnej, z prawem pełnej celebracji liturgii.

Jeszcze przez około 500 metrów wędrujemy asfaltową drogą, po czym przy punkcie wypoczynkowym na trasie rowerowej Wokół Tatr kierujemy się w prawo. Warto tu na chwilę przystanąć, odpocząć, nacieszyć oczy widokiem na znane nam już Trzy Korony i Lubań. Nieco dalej po lewej stronie ukażą nam się… indiańskie tipi. W wiosce indiańskiej w Kacwinie można zagrać na instrumentach prawdziwych Indian, nauczyć się strzelać z łuku, rzucać oszczepem, zwiedzić muzeum kultury indiańskiej. Trasa naszej wędrówki niestety nie prowadzi do tego niezwykłego miejsca. Znaki kierują nas wkrótce w prawo, w kierunku położonego w dolinie strumienia, gdzie zaczyna się trudny nawigacyjnie odcinek. Idziemy przez pastwiska powoli zanikającą drogą, kilka razy trzeba przekroczyć ogrodzenia z drutu.

Oficjalnie szlak od pewnego momentu biegnie przy samym potoku, ale z racji tego, że nie ma przy nim ścieżki, można iść pastwiskiem, wypatrując rudery nad strumieniem. Tuż za nią (około 45 minut od wyjścia z Kacwina) należy zejść do strumienia, przekroczyć go (uwaga: po obfitych opadach deszczu jest tu mokro) i kierować się na zachód, mniej więcej w równej odległości od potoku i granicy lasu.

Po minięciu 2 znaków wskazujących szlak, trzeba wyjść poza ogrodzenie i iść skarpą nad potokiem. Dosłownie po chwili przekraczamy strumień i zaraz potem spotkamy wyraźny znak nakazujący iść w lewo. Ścieżka jest ledwo widoczna, ważne, by poruszać się brzegiem polany, okrążając ją, aż do miejsca, gdzie w przecince drzew będzie wyraźna droga w prawo. Skręcamy w nią, przekraczamy po raz kolejny strumień i po wyjściu na drugi brzeg skręcamy w lewo i skrajem kolejnej łąki dochodzimy do drogi asfaltowej. Kierujemy się nią w prawo, by po kilku chwilach odbić w lewo, do lasu. Podejście jest dość strome, ale na szczęście krótkie i po kilku minutach wychodzimy na następną łąkę. Cały czas kierujemy się na wprost, mijamy zagajnik, gdzie pojawia się dość wyraźna ścieżka przy ogrodzeniu kolejnego pastwiska, która prowadzi w kierunku widocznej w oddali linii energetycznej. Tuż przed nią docieramy do kolejnej drogi asfaltowej. Tutaj kończą się kłopoty nawigacyjne.

Odtąd do parkingu przy kościele pozostało nam jeszcze około 25 minut marszu: po 10 minutach dojdziemy do głównej drogi biegnącej przez wieś, z której po chwili trzeba skręcić w lewo. Idąc przez miejscowość można dostrzec zabudowania nawiązujące do typowo spiskiej zabudowy, której charakterystyczną cechą jest ustawienie domów prostopadle do drogi. Ulica doprowadzi nas wprost do parkingu przy kościele, na którym rano rozpoczęliśmy wędrówkę.

Jak wspomnieliśmy na wstępie, ta jednodniowa wycieczka może być wstępem do poznawania polskiego Spisza. Po noclegu, w którejś z okolicznych miejscowości, można ruszyć na przywołaną wcześniej trasę samochodową i poznać zabytki Niedzicy oraz Trybsza.

Brak obiektów w wybranej kategorii.

Powiązane treści